piątek, 20 listopada 2015

Wodogrzmoty Małe - opowiadanie/fanfiction

Oglądając odcinki drugiego sezonu Gravity Falls, naszła mnie ochota na napisanie opowiadania. Przygody Dippera i Mabel oczami innej osoby. Jako, że niedługo finał serialu, trochę nowych historyjek przyda się smutnym fanom. I proszę o komentarze, które zmotywują mnie do dalszego pisania.




- Jesteś co do tego pewien? - spytałam. W moim głosie każdy od razu wyczułby nutę niepewności i strachu. Nie byłam pewna, czy robię dobrze. Ale coś mnie do tego przymuszało.


- Tak, jak najbardziej. - odpowiedziała mi postać. Ta jego pewność, argumenty, które podał... Jednak dalej się wahałam.


- Czyli... Sprawisz, że wszystkie moje problemy znikną? Będę szczęśliwa? - stwór kiwnął głową. Po chwili zastanowienia wyciągnęłam rękę, by dobić targu. Jego dłoń zajaśniała niebieskim ogniem. Czułam to szczęście bijące od niego. Może chce mnie oszukać? Pomyślałam wtedy o tym, że nie omówiliśmy do końca warunków. Przecież "koniec problemów" może oznaczać koniec mnie. Chciałam się wycofać. Ale było już za późno. Za chwilę wszystko miało się zmienić. Nagle usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi i nimi trzaska. Do pokoju wpadła Mabel z Dipperem.


- Stój!!! Nie zawieraj z nim paktu! Jemu nie można ufać! - wykrzyknął Dipper. Słyszałam to jak przez bańkę dźwiękoszczelną. Zrobiło mi się słabo. Jedyne, co zobaczyłam potem, to...


Chwila, chwila! Moment! Czy ktokolwiek pozwolił zaczynać historię!? Czytelnicy nie są w temacie! Takiej porywającej opowieści pełnej tajemnic nie zaczyna się od końca! Ups, przepraszam... Nawet się nie przedstawiłam. Jestem Alexa. Ale chyba powinnam opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło.


A więc tak, rozpocznijmy historię od dokładnego przedstawienia się. Alexa Courtney - bardzo pospolite nazwisko. Dwanaście lat, metr pięćdziesiąt wzrostu. Lekko rudawe, proste włosy wchodzące w brąz, zielone oczy, piegi.  Dziewczyna wprost kochająca jednorożce, słodkie rzeczy i marząca o cudownej przygodzie wakacyjnej. Tak, jak nazwisko, marzenia i cechy pospolite. Na co dzień mieszka w Miami, przeciętna uczennica, raczej nie ma wielu koleżanek. Rodzice nie mają dla niej czasu, więc wysłali ją daleko, daleko od domu.
  Do Wodogrzmotów przyjechałam na wakacje, do mojej jakże cudownej ciotki. Tak dla jasności - kochana ciotunia jest starą panną mieszkającą z dwunastoma kotami, więc... Możecie sobie wyobrazić, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znajdowałam. Kiedy tylko ciocia odebrała mnie z dworca, a potem wyściskała na swój trochę brutalny sposób, wsiadłyśmy do jej starożytnego samochodu i pojechałyśmy do jej domu. Gdy zobaczyłam miejsce mojego tymczasowego zamieszkania, o mało nie zemdlałam. Cały, piętrowy dom  zrobiony był z drewna - czego raczej można się było spodziewać po takiej dennej miejscowości, jaką są Wodogrzmoty. Drewno chyba potem próbowano pomalować na kolor beżowy, ale deszcz zmył farbę. Okna wyglądały tak, jakby zaraz miały wypaść z ram, a las, którym otoczona była chata, podejrzanie dziwny. Wtedy nie umiałam jeszcze stwierdzić czemu. Może przez to,że tutaj naprawdę nie ma co robić?! W środku domku nie było lepiej. Stare meble, brudne dywany i pełno kociej sierści. Ciotka powiedziała, że zabierze mnie do mojego pokoju. Niechętnie wzięłam swoją ogromną walizkę i wtaszczyłam ją po schodach na górę. Tam znajdowała się malutka łazienka, korytarz i pokój. Do drzwi mojej kwatery okropnie trudno było się przedostać przez wszystkie przedmioty, które zostały tam zgromadzone. Bałam się tego, co zobaczę w tym małym pokoju na końcu. Jednak moje obawy były niesłuszne. Pomieszczenie wyglądało na nieużywane, drewniane ściany w nienaruszonym stanie, nowe meble i ładne łóżko. Ciocia poszła na dół przygotować jakąś kolację, a ja zaczęłam się rozpakowywać. Na półce przy łóżku położyłam stertę tabliczek czekolady wziętej z domu. Ja już wiedziałam, co będę robić w te wakacje. Będę siedzieć w tym pokoju, jeść czekoladę, słuchać muzyki i czytać książki przygodowe. Bałam się nawet wychodzić z tego domku. Żeby nie zanudzić się na śmierć.


Rozdział 1 - Początki bywają trudne


Właśnie szłam jedną z leśnych ścieżek. Wiem, że wcześniej dałam sobie słowo, że nie wyjdę z domu, ale ciotka mnie przymusiła. Kiedy rano wstałam i zeszłam na dosyć okropne śniadanie, obwieściła mi, że koniecznie muszę wyjść na świeże powietrze i "doświadczyć magii Wodogrzmotów Małych na własnej skórze". Tak, tylko że tutaj aż wiało nudą. Przed wjazdem powinien być ogromny znak "UWAGA,  NUEBEZPIECZEŃSTWO ŚMIERCI Z NUDÓW!" Najbliższe sklepy były w miasteczku, czyli jakieś piętnaście minut drogi pieszo. W okolicy stała tylko jakaś Tajemnicza Chata, czy Grota Tajemnic. Sama nie pamiętałam nazwy. Przyjechały tam jakieś dzieciaki do tego właściciela. Już od razu zaczęli się wydzierać, więc wiedziałam, że te wakacje będą beznadziejne. W tej dziurze nawet nie było Wi-Fi! Niezbyt wiedząc, co robić, udałam się do miasta. Wyglądało jak typowe, wiejskie miasteczko. Moją uwagę zwróciła wieża ciśnień z wielkim muffinem wyrysowanym sprayem. Właśnie w ten sposób Wodogrzmoty wyrabiały sobie złą reputację w moich oczach. Przechadzając się po uliczkach rozmyślałam nad tym wszystkim. Jestem jedynaczką, więc nie mogłam z nikim porozmawiać bez konieczności poznawania się. Z ciotką na prwno bym nie pogadała, kiedyś, jak przyjechała na święta, cały czas opowiadała o swoich kotach. Chyba nigdy tego nie zapomnę. Przeszłam obok jakiegoś ogromnego domu, który wyglądał jak pałac.


- Ci to się nieźle musieli urządzić... Pewnie mają komputer. - powiedziałam do siebie. Utknęłam tutaj bez internetu i telewizji. Po prostu super. Jakby moja ciocia ne mogła kupić telewizora! Chociażby z roku tysiąc dziewięćset któregoś! Nie, bo po co! Lepiej łazić po lesie i śpiewać piosenki! Zdenerwowana na cały świat, poszłam do lokajnej restauracji coś przekąsić. Niestety jedzenie mojej ciotki Gladys smakowało jak kocia karma. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chyba faktycznie podała mi "Roladki z kurczaka wysokiej jakości. Tylko dla elitarnych kociaków!" Zrobiło mi się niedobrze. Czym prędzej musiałam coś zjeść, bo na moim grobie napiszą: "Roladki z kurczaka, Mniam!" Weszłam do knajpki. Nie była urządzona jak typowa, wykwintna restauracja, lecz jak bar. Usiadłam na czerwonej kanapie przy najładniejszym stoliku, jaki udało mi się znaleźć. Po mojej prawej stronie siedzieli jacyś obrodziali mężczyźni i dyskutowali, przede mną dziwny starzec w bandażach, a za mną chłopak wyglądający jak zombie. Podeszła do mnie kobieta w średnim wieku, ubrana w różowy fartuszek. Jedno z jej oczu było zamknięte i całe sine. Coraz dziwniejszych ludzi tutaj spotykam...


- Witaj w Wodogrzmotach! Zgaduję, że jesteś tutaj nowa, ponieważ nie widziałam cię tutaj jeszcze! - wykrzyknęła kobieta na powitanie. Chyba była zbyt przyjacielska. - Co podać?


- Eee... - wyjąkałam. Nawet nie dostałam menu, wiec skąd miałam wiedzieć? - A co jest?


- Mamy hamburgery, frytki, lody... Ale zważając na wczesną porę pewnie chcesz zjeść śniadanie! Polecam grzanki z serem.


- Tak, w takim razie poproszę. - powiedziałam. Kelnerka odeszła do kuchni. Miałam nadzieję, że te grzanki będą dobre. Aż mnie skręcało z głodu. Może i Wodogrzmoty Małe nie były takie złe, ale dla mnie na zawsze pozostaną nudne. Mieszkańcy zachowywali się okropnie przeciętnie. Jedyne, co ich wyróżniało, to wygląd. Posmutniałam. Przecież ja też jestem przeciętna. Ktoś o nazwisku Courtney przyjeżdża na wieś i jedyne czego pragnie, to internetu i telewizji. Pod tym względem nie różniłam się od większości nastolatków. Nie mam żadnego szczególnego talentu, nie mam hobby. Innymi słowy: neutralna dziewczyna, która wcale nie jest nietuzinkowa. Z zamyślenia wyrwał mnie ten koleś siedzący za mną. Tylko,że teraz nie siedział za mną. Stał obok mojego stolika.


- Hej, wiesz... Siedzisz tak sama. Może byśmy pogadali? Jestem Roby. - powiedział. Tak jak wygląd, głos miał jak zombie


- Acha... Jestem Alexa. To bardzo miło z twojej strony, ale wolałabym posiedzieć sama. Może kiedy indziej? - starałam się być miła. Może i ten gość był dziwny, ale też miał uczucia. Chyba, że to zombie...


- No jasne. Chcesz być sama. To cześć. - odpowiedział mi chłopak i wyszedł z knajpy. Tak naprawdę, to chciałam z kimś pogadać. Ale najlepiej z kimś w moim wieku. I to z dziewczyną. A Roby nie wyglądał na dwanaście lat. Ani na dziewczynę. Po chwili podeszła do mnie kelnerka z dwoma grzankami. Zapłaciłam i zabrałam się za jedzenie. Było przepyszne. Z kanapek aż wypływał ser, a sam chleb był doskonale przypieczony. W życiu nie jadłam tak dobrego śniadania. No, może oprócz naleśników z czekoladą. Kiedy już się posiliłam, wyszłam na świeże powietrze. Dochodziła dwunasta. Zastanawiałam się, co teraz zrobić. Jeśli wrócę do domku, to będzie kwadrans po dwunastej. Wtedy ciotka karmi koty, więc nie chciałam ryzykować. Po prostu zaczęłam chodzić uliczkami i przyglądać się mieszkańcom. Moją uwagę zwrócił mężczyzna w średnim wieku, z siwym zarostem, w czarnym garniturze i okularach. Przez chwile próbowałam sobie przypomnieć, skąd go znam. A potem mnie olśniło! To był właściciel Groty Tajemnic! Z odległości kilometra rozpoznałabym ten jego ubiór. Wpadłam na genialny pomysł. Postanowiłam go śledzić.


- Przynajmniej będę miała jakąś rozrywkę... - pomyślałam i czym prędzej pobiegłam za mężczyzną. W ciągu tych kilku minut zupełnie zapomniałam o nudzie, telewizorze i internecie. Teraz liczyła się dla mnie tylko przygoda. Byłam naprawdę podekscytowana tą zabawą. Aż chciałam zaprosić kogoś z przechodniów, aby się do mnie dołączył. Właściciel Groty Tajemnic poszedł jeszcze do kilku sklepów, wsiadł do samochodu i odjechał. Nie miałam szans, aby go dogonić. Znowu spochmurniałam. Myślałam, że przez tą kolejną godzinę zabawy coś odkryję. Może jakąś tajemnicę? Kto wie? Zawiedziona powoli szłam w stronę domu ciotki. Kiedy wreszcie doszłam, zbliżała się piętnasta. Spojrzałam w kierunku Groty Tajemnic. Przed nią stał samochód właściciela, a ganek sprzątał pracownik w zielonej koszulce ze znakiem zapytania. Szybko odrzuciłam kolejne ponure myśli i weszłam do domku. Tam oczywiście musiała mnie wyściskać ciotunia, a potem nakrzyczeć, że wróciłam za późno.


- Od jedenestej do piętnastej!? To cztery godziny! Wiesz, jak się o ciebie martwiłam?! - wrzeszczała tak głośno, że aż jej koty pouciekały do kuchni.


- Ale ciociu... Mam dwanaście lat! Umiem o siebie zadbać! A poza tym mogłaś zadzwonić! Mamy rok 2012, telefony istnieją! - miałam naprawdę już dosyć tego, że wszyscy traktowali mnie jak dziecko.


- Dwanaście to jeszcze mało! Wyobrażasz sobie nie wiadomo co, bo masz dwanaście lat! Może i za rok będziesz prawdziwą nastolatką, ale jesteś jeszcze dzieckiem! Masz umysł dziecka! Jeszcze się bawisz! To wszystko przez te fejsbuczki! (specjalnie napisane z błędem) Media cię zniewoliły!


Milczałam. W pewnej kwestii ciotka miała rację - jestem jeszcze dzieckiem, potrzebuję zabawy. W końcu nie wytrzymałam i rozpłakałam się.


- No bo ja nie mam co tutaj robić!  Nie mam kolegów, ani koleżanek! Śledziłam dzisiaj tego właściciela Groty Tajemnic, ale to nic ciekawego! Ciociu! - wykrzyknęłam szybko. Cioci chyba zrobiło się mnie żal, więc kazała mi usiąść w salonie i podała mi ciastka kupione w sklepie. Czułam, że szukuje się długa przemowa.


- Posłuchaj. Wiem, że te wakacje chciałabyś spędzić inaczej. Niestety, ale mój braciszek od zawsze był takim okropnym ignorantem i nic z tym nie zrobię, że i w tym roku rodzice nie pojechali gdzieś z tobą. Ale zobacz - to dopiero pierwszy dzień wakacji! Jeszcze wszystko przed tobą! Zapewniam cię, że tutaj nie będziesz się nudzić. Tak między nami: to miasto ma więcej tajemnic, niż myślisz. Co jakiś czas można zobaczyć gnomy, albo chochliki. - powiedziała ciocia. Akurat, bo w to uwierzę. Gnomy? Byłoby fajnie, ale już od dawna wiedziałam, że magia nie istnieje.


- Tia... Tylko wiesz, że ja już wyrosłam z bajek? - spytałam. Chciałam uświadomić mojej cioci, że na nic jej próby rozweselenia mnie.


- Mówię najprawdziwszą prawdę! Zresztą sama się w końcu przekonasz. No, a teraz zmykaj do pokoju, muszę nakarmić kociaki.


Nie chcąc patrzeć na te wszystkie koty, posłusznie poszłam na górę, do pokoju. Usiadłam na łóżku, otworzyłam kolejną już tego dnia czekoladę i bezmyślnie patrzyłam w okno. Może i tutaj było nudno, ale nie chciałam do domu.


- Czy i tym razem pomożesz mi zapomnieć o smutkach, czekolado? - powiedziałam sama do siebie i odgryzłam spory kawałek słodyczy. Nagle usłyszałam ogromny huk dochądzący od strony lasu. Czyżby czekolada naprawdę zadziałała? Szybko rzuciłam mój ulubiony przysmak na łóżko i wybiegłam przed dom. Próbowałam odtworzyć sytuację w głowie. Oczami  wyobraźni zobaczyłam siebie w pokoju, słyszącą huk. Dochodził... Zza Groty Tajemnic! Popędziłam w tym kierunku. W środku chaty właściciel oglądał telewizję, a pracownik sprzątał zaplecze. Zastanawiałam się, czy przypadkiem się nie pomyliłam. Jednak jak na zawołanie, usłyszałam głosy. Nie chcąc zdradzać swojej obecności, schowałam się w krzakach. Zobaczyłam dwoje dzieci, chyba w moim wieku. Chłopak miał brązowe włosy i ubrany był w pomarańczową bluzkę, granatową kamizelkę i piaskowe spodnie. Z kolei dziewczynka o tym samym kolorze włosów, miała na sobie różowy sweter i fioletową spódniczkę. Z tego, co udało mi się dostrzec, nosiła też aparat na zęby.


- Mabel, mówiłem ci, żebyś nie umawiała się z dopiero co poznanymi typami. - powiedział chłopak.


- No, ale hej! Przecież wszystko dobrze się skończyło, co nie? Braciszku? - dziewczyna przyjacielsko uderzyła brata w ramię.


- W sumie to masz rację. Ale obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz miała przyjaźni z zombiakami.


Oboje zaczęli się śmiać. Czy on właśnie powiedział: zombie? Przypomniał mi się... Roby? Czyżby też zagadał do tej Mabel? To rodzeństwo było dziwne. Najpierw wrzaski, potem ogromny huk, a teraz jeszcze zombie. Nareszcie wiedziałam, co będę robić przez następne kilka dni. Miałam zamiar ich szpiegować. W końcu dowiem się, o co chodzi.

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Przeoczyłam coś czy nie powstała kontynuacja?

      Usuń
    2. Nie, na razie nic dalej nie pisałam.

      Usuń
    3. Szkoda, bo fajnie się czyta ;)

      Usuń
  2. Bardzo fajnie się zapowiada :D Masz świetny styl pisania, potrafisz łatwo zachęcić czytelnika do czytania :D Jestem ciekawa dalszych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam zaczynać opowiadania w podobny sposób. Bla, bla, bla (historia trwa) O jeju! Ja się nawet nie przedstawiłem! I jeszcze zaczynać od końca... No cóż ale muszę wam to opwiedzieć... (historia trwa i kończy się) Dla mnie to jest super!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdzieee kontynuacjaaaaa? 😃

    OdpowiedzUsuń

Remember: Reality is an illusion, the universe is a hologram, buy gold, bye!